» Blog » Dlaczego Polacy nie chcą bronić państwa?
23-04-2015 00:59

Dlaczego Polacy nie chcą bronić państwa?

W działach: Wredni ludzie | Odsłony: 2176

Dlaczego Polacy nie chcą bronić państwa?

Parę tygodni temu media obiegła straszliwa wiadomość: zaledwie 30% mieszkańców Polski deklaruje gotowość do jej obrony w wypadku wojny. To dwa razy mniej niż w roku 2005. Panika, groza i dramatyczne pytanie: czy duch patriotyczny w narodzie umiera? Oraz drugie, jeszcze ważniejsze: dlaczego tak się dzieje, że 70 procent naszych rodaków nie chce za państwo polskie walczyć.

Jako, że temat jest mi bliski z powodów twórczych spróbuję na nie odpowiedzieć.

Zasadniczo, myślę, że aby to zrobić należy podzielić Polaków na trzy kategorie:

  • 30% ludności, która deklaruje dziś gotowość do obrony Polski i która mnie w tym wywodzie nie interesuje.
  • 30% ludności, która w roku 2005 deklarowała gotowość do obrony Polski, ale do 2015 zmieniła zdanie
  • 40% ludności, która w 2005 roku Państwa nie chciała bronić i w 2015 jej zamiary nie zmieniły się.

Pierwsza grupa z punktu widzenia tego wywodu jest mało interesująca. Zajmiemy się więc drugą i trzecią kategorią.

Zmiana sytuacji między 2005 a 2015 rokiem:

Przyczyny zmiany postawy naszych rodaków między 2005, a 2015 rokiem są oczywiste i w zasadzie każdy, kto ma odrobinę rozumu powinien je sam odgadnąć. Jest nią sytuacja polityczna w regionie i w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Otóż: w roku 2005 nic ciekawego się w nim nie działo. W roku 2015 dzieje się u naszych sąsiadów i to dużo, Ruscy siedzą na Ukrainie i trwa jeśli nie wojna, to coś bardzo do niej podobnego. Co więcej sytuacja jest rozwojowa i możliwe są trzy scenariusze. Albo Ruscy na Ukrainie zęby połamią, na co wszyscy powinniśmy mieć nadzieję, albo nie. W tym drugim przypadku sytuacja może rozwijać się na dwa sposoby: Ruscy pójdą na Mołdawię, co dla Ukrainy zakończy się bardzo niefajnie, dla Rumunii dość nieprzyjemnie, a Węgrzy, Czesi i Słowacy, którzy są dość prorosyjscy dostaną za swoje. Dla nas nie będzie to sytuacja dobra, ale z dwojga złego nie najgorsza.

W drugim wypadku: pójdą na Kraje Bałtyckie, czyli w bezpośrednią strefę wpływów Polski, Niemiec i Państw Skandynawskich. Wówczas NATO albo będzie musiało adekwatnie zareagować, albo ogłosić moralne bankructwo i się rozwiązać. Jeśli NATO odpuści lub zostanie pokonane Rosji zostanie pozostaje trzeci krok: agresja na Polskę i próba forsowania Wisły.

A przynajmniej taką narrację forsują media i ich konsumenci.

Co to zmienia? Otóż: podnosi koszt plecenia bzdur. W roku 2005 można było dość bezpiecznie składać deklaracje patriotyczne, bowiem szansa, że zostaną rozliczone była niewielka. Obecnie stawka jest już dużo większa, a jeśli sytuacja rzeczywiście będzie się pogarszać i ona urośnie. Ludzie się więc przestraszyli, że ich deklaracje doczekają się kiedyś rozliczenia i uświadomili sobie, że mają rodziny, pracę, studia i życie osobiste, które by się zawaliło, gdyby (nie daj Boże) dostali powołanie do wojska. O tym, że mogliby zostać postrzeleni lub nawet zabici lepiej nawet nie myśleć.

Zadziałał więc instynkt samozachowawczy i spora część z tych, którzy dziesięć lat temu deklarowali gotowość do obrony kraju teraz przemyślała swoją postawę i uznała, że w sytuacji urealniającego się zagrożenia jednak walczyć nie chce. Nie ma w tym nic dziwnego. Nawet w czasie II Wojny Światowej z okupantem w ten czy inny sposób walczyło co najwyżej 10% ludności. Reszta dbała wyłącznie o biologiczne przeżycie. Biorąc pod uwagę, że liczba bohaterów wojennych rośnie wraz z upływającym czasem powiedziałbym, że faktycznie była to połowa albo i mniej z tej liczby.

Pokłosie POP-NOP czyli jak świat widzi pozostałe 40 procent:

Pozostaje nam 40% ludności, które państwa nigdy nie chciały bronić. Aby wytłumaczyć taką postawę należy zrozumieć, czym jest państwo. Zasadniczo państwo można definiować na dwa sposoby:

  • Z punktu widzenia społeczeństwa obywatelskiego, wedle którego państwo jest wspólną własnością obywateli, stworzoną po to, by dbać o ich kolektywne interesy i rozwiązywać spory pomiędzy nimi
  • Z punktu widzenia społeczeństwa autorytarnego, wedle którego państwo jest biurokratyczno-administracyjną nadistotą, a celem jego poddanych (bo nie obywateli) jest służba mu.

Państwo rozumiane w ten drugi sposób ma swoich, licznych kapłanów i dworzan, których opromienia łaskami oraz swoich pańszczyźnianych chłopów, których celem i drogą do zbawienia i życia wiecznego w przyszłym świecie amen jest wierna służba mu. Natomiast każdy, kto wyłamuje się z hierarchii społecznej, ten jest bandytą i abnegatem.

Druga grupa to wszyscy zatrudnieni w sektorze pozapaństwowym, czyli przedsiębiorcy, prywaciarze, korpoludki, drobni handlowcy, niebieskie kołnierzyki, sklepowe etc.

Druga to politycy, urzędnicy, wojskowi, policja i sądownictwo, pracownicy edukacji, przedsiębiorstw państwowych, wszelkich instytucji samorządowych i firm nastawionych na ich skubanie, emeryci i renciści oraz wszystko inne, utrzymywane pośrednio i bezpośrednio z budżetu państwa.

Do grupy tej należy wliczyć także dziennikarzy, aktorów i innych ludzi kultury, którzy żyją głównie z pisania o Państwie. Podobnie włączyć do niej trzeba rodzinę, krewnych i przyjaciół osób opisanych powyżej, tym bardziej, że w szczególności na prowincji praca jest formą łapówki. Bo jak starosta zatrudni moją sąsiadkę w starostwie, to będę namawiał swoich kuzynów, żeby głosowali na niego, bo inaczej sąsiadka straci pracę. W małych miejscowościach właśnie na tym polega polityka.

Spora część polskiego społeczeństwa, a zwłaszcza tak zwane elity patrzy na kraj właśnie w ten sposób. Grupę tą nazywać będę POP-NOPem od skrótowców tworzących ją, najgłośniejszych i najbardziej aktywnych narratorów życia publicznego. Tych narratorów stanowią partie polityczne Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość oraz Narodowe Odrodzenie Polski. Dyskusja, jeśli się pojawia to najczęściej skupia się nie na tym, czy taki obraz polski jest błędny, tylko raczej na tym, jaki jego aspekt powinien być eksponowany jako obowiązujący. Tak więc:

  • Platforma obywatelska: Jest w moim odczuciu partią zadowolonych z siebie beneficjentów państwa oraz stabilnych karier w budżetówce. Jej wyborcy chcą świętego spokoju, nie pragną natomiast jakiekolwiek zmian. Ich zdaniem niczego zresztą zmieniać nie trzeba, bowiem jest świetnie (im). Państwo działa dobrze, bo jakże mogłoby być inaczej, skoro oni (swoim zdaniem) wykonują świetną robotę, jak (ponownie swoim zdaniem) wykonują. Jeśli coś w państwie działa źle, to (jak w Konfucjanizmie) jest to wynikiem przypadku, osobistych wad albo niedopatrzenia jakiegoś, pojedynczego osobnika, a nie systemu, który to jest z definicji doskonały.
  • Prawo i Sprawiedliwość: Jest partią niezadowolonych beneficjentów państwa, którzy zostali w ten czy inny sposób pokrzywdzeni. Słusznie czy niesłusznie wnikać nie będę (a komentarze próbujące to robić skasuję). Ważne jest, że w ich pojęciu system nie działa. Nie wynika to jednak z jego wad i niedoskonałości, a głównie z tego, że miejsca w biurokratycznej machinie obstawione są przez ludzi posiadających nieodpowiednie cechy moralne. Należy więc ich wylać oraz zastąpić ludźmi o lepszym systemie wartości.

Należy w tym miejscu powiedzieć, ze PiS i PO to elementy w dużej mierze wymienne. Jeśli PiS obejmie władzę, to on stanie się partią Zadowolonych Z Siebie Beneficjentów Państwa i uzna, że wszystko jest w nim idealne, natomiast PO stanie się obrońcą pokrzywdzonych, uważającą, że maszyna jest dobra, tylko obsługują ją ludzie niekompetentni. Działać tak będzie w kółko, jak długo te partie będą istnieć.

  • Narodowe Odrodzenie Polski i ugrupowania pokrewne: NOP, który nie jest siłą liczącą się w sejmie, ale bardzo aktywną na ulicach, charakteryzuje ją natomiast podejście zbliżone do PiSowskiego, ale różniące się ważnymi szczegółami. Otóż: Państwo i wszystkie jego trybiki są święte i doskonałe (plus-minus kilka zardzewiałych). Nie działają jednak dobrze, bowiem sterują nimi nieodpowiedni ludzie. Tych należy wylać i zastąpić Prawdziwymi Patriotami. Patriotów od niepatriotów rozpoznawać mogą wyłącznie inni patrioci na zasadzie „swój pozna swego”. Po objęciu władzy owi Patrioci powinni zadbać o sprawiedliwość w kraju: to jest zabrać wszystko wszystkim i rozdać tym, którym się należy, czyli innym Patriotom.

Oprócz nich istnieje jeszcze kilka pomniejszych sił: Partia Zadowolonych Z Siebie Posiadaczy Rolnych, kilka Partii Skrzywdzonych Bardziej Niż Reszta Beneficjentów Państwa, Partia Emerytowanych Działaczy Komunistycznych, Partia Dziwaków, Dziwolągów I Korwina Mikke, Partia Niezadowolonych Artystów Cyrkowych dowodzona przez Kobietę Z Brodą oraz kilka Związków Niezadolonych Przedsiębiorców Zbyt Zajętych Interesami, By Na Serio Bawić Się W Politykę ze szczególnym uwzględnieniem Związku Wyznaniowego Przywoływania Na Daremno Imienia Zbawiciela Naszego Adama Smitha. Wymieniać można długo, jednak z różnych powodów nie należą one do głównego nurtu.

Ciekawym zjawiskiem są też dziennikarze. Wbrew opinii laików i podtrzymywanej przez wszystkie strony legendzie dziennikarze ważniejszych mediów wliczając w to Gazetę Wyborczą, TVN, Uważam Rze czy inne W Sieci żyją w symbiozie z wszystkimi dużymi partiami. Biorą tez udział w ich przedstawieniu, nawet jeśli nie jest to zgodne z zasadami dziennikarskiej rzetelności. Wynika to z faktu, ze dziennikarze w naszym kraju żyją głównie z powtarzania plotek. No niestety, nie jesteśmy USA, gdzie najbardziej poczytnym dziennikiem jest Wall Streat Jurnal, ani tez Francją, gdzie funkcję tą spełnia Le Monde Diplomatique, ale Polską, gdzie najchętniej czyta się Fakt. A co jest najlepszym źródłem plotek, krwi i cycków? Wiadomo, że celebryci! Przy czym w Polsce nie żyje się jakimiś półnagimi skandalistkami, tylko Tuskiem i Kaczyńskim.

„Fakt” ma nawiasem na naszym rynku wiele odmian. Mamy więc „Fakt” dla pseudo intelektualistów, coś ze trzy „Fakty” dla prawakow, „Fakt” dla feministek i lewaków, parę wydań kato-Faktu oraz program telewizyjny, w którym „Fakt” czytany jest 24 godziny na dobę.

A wszystko to żyje z przepisywania i układania pod gusta swoich odbiorców plotek generowanych przez POP-NOP.

Owszem ta symbioza momentami przyjmuje bardzo przewrotne postacie. Przykładem jednej z nich może być osoba Kukiza, faceta, który raz śpiewa, że pobór do wojska to rzecz straszna, a raz, że wspaniała i żyć bez niej nie potrafi. Wyjaśnić to prosto: Kukiz to zawodowy buntownik, który żyje z tego, że śpiewa, że w Polsce jest do dupy i bez jej krytykowania poszedł by na bezrobocie.

Jak to ma się do obronności piszę na Blogu Zewnętrznym.

Ps. Normalny post będzie w piątek lub sobotę. Tym razem będzie o budownictwie mieszkaniowym w starożytnym Rzymie. Spróbuję znaleźć jakieś plany budowli na potrzeby RPG-owców.

Komentarze


Hangman
   
Ocena:
+4

Duch patriotyczny sam z siebie nie umiera. To Państwo go albo podsyca, albo zbija. Polska ten drugi przypadek sukcesywnie uskutecznia od 1947 roku, od kiedy słowo "obywatel" oznacza tyle samo,co "niewolnik". Aż do teraz.

Zmieniły się tylko metody, lecz ludzie są teraz nieco bardziej świadomi, iż Polska demokracja, to komuna w białych rękawiczkach, więc nie ma za kogo walczyć. Po co umierać za cudze ideały? Ideały ludzi, którzy żerują na tobie, niczym pasożyt, wysysając wszystkie witalne soki aż nie zostanie z ciebie zasuszone truchło?

Dzisiaj opowieści o rzekomych wartościach i emocjonalna propaganda działają już tylko na kompletnych idiotów, pokroju ludzi protestujących swego czasu pod pałacem prezydenckim w obronie krzyża, czy też regularnych uczestników marszy w obronie Radia Maryja.

23-04-2015 07:58
Drachu
   
Ocena:
+3

Zegarmistrzu, ciężko jednocześnie silić się na rzeczową i obiektywną analizę zjawiska, a jednocześnie dość nachalnie wrzucać własne, osobiste, nacechowane emocjonalnie przemyślenia. Artykuł jest pasjonujący, z jedną trzecią mogę się zgodzić, z jedną trzecią nie, a o ostatniej jednej trzeciej to możemy sobie podyskutować :)

Ale sugeruję zmienić tytuł na "Dlaczego ja, Zegarmistrz, nie mam ochoty oddawać życia za Rzeczpospolitą i ogólnie wkurza mnie mój kraj". Wtedy treść będzie idealna.

23-04-2015 08:12
   
Ocena:
0

Trochę przesada z tą Japonią, ale analiza 2nd RP bardzo ciekawa.

23-04-2015 08:28
Adeptus
   
Ocena:
+1

Jeśli PiS obejmie władzę, to on stanie się partią Zadowolonych Z Siebie Beneficjentów Państwa i uzna, że wszystko jest w nim idealne

No nie bardzo to widać po okresie rządów PiS.

Dogadanie się z Putinem pewnie też nie wchodziłoby w grę, choćby z tej przyczyny, że ma on własnych kolesi do utrzymania.

Co nie znaczy, że nie potrzebuje lokalnych "namiestników". Car też miał kolesiów, Stalin też.

Zresztą, wielu ludzi chętnie zgodzi się być u Putina za zwykłych ciurów, dla samej idei.

Ekonomia od moralności różni się tym, że o ile ta druga zajmuje się ustaleniem, jak chcielibyśmy, żeby ludzie się zachowywali, tak ekonomia bada, jak ludzie zachowują się faktycznie.

Problem w tym, że ludzie nie zachowują się racjonalnie i dlatego tworzenie modeli ich zachowań, nawet na podstawie wcześniejszych, jest obarczone dużą dozą ryzyka.

I myślę, że wszyscy ci ludzie, którzy dzięki państwu żyją: urzędnicy, policjanci, politycy, nauczyciele, górnicy, część rolników (dopłaty unijne koniec końców też są formą państwowej redystrybucji) pewnie państwa zostaną bronić, jak nie mieczem, to przynajmniej piórem.

Niekoniecznie.

1. Założą, że nie ma sensu bronić państwa, bo jego się nie da obronić, więc nie ma co nadaremno ryzykować życiem. Lepiej uciekać na Zachód i stracić benefity, niż bronić kraju i stracić benefity i życie.

2. Jak wyżej - ludzie nie zawsze zachowują się racjonalnie z punktu widzenia swojego interesu ekonomicznego. To, że ktoś jest beneficjentem państwa, nie znaczy, że go nie nienawidzi, co można zaobserwować empirycznie.

Japonia miała gorszą, gorzej uzbrojoną, dużo bardziej zacofaną armię, tylko jednego sojusznika, któremu w jej obronie nie chciało się nawet ulotek zrzucać, gorszy przemysł i zero zasobów naturalnych, a Amerykanie, Ruscy, Brytyjczycy i Francuzi potrzebowali czterech lat i broni atomowej, żeby ją pokonać.

Że Ruscy, Brytyjczycy i Francuzi przez cztery lata walczyli z Japonią?

Po szóste: narodowcy. Niezależnie co kto myśli o ich poglądach i szczerości tychże jest to grupa, która na udziale w wojnie obronnej zyskać może najwięcej.

Biorąc pod uwagę poziom intelektualny i moralny większości współczesnych polskich "narodowców", to ja już wolałbym, żeby przez moją wieś przemaszerowali żołnierze Putina, niż jakaś narodowa milicja.

 

 

@ Hangman

Najpierw piszesz:

Zmieniły się tylko metody, lecz ludzie są teraz nieco bardziej świadomi, iż Polska demokracja, to komuna w białych rękawiczkach, więc nie ma za kogo walczyć. Po co umierać za cudze ideały? Ideały ludzi, którzy żerują na tobie, niczym pasożyt, wysysając wszystkie witalne soki aż nie zostanie z ciebie zasuszone truchło?

Czyli przejawiasz postawę kontestującą III RP, a potem:

Dzisiaj opowieści o rzekomych wartościach i emocjonalna propaganda działają już tylko na kompletnych idiotów, pokroju ludzi protestujących swego czasu pod pałacem prezydenckim w obronie krzyża, czy też regularnych uczestników marszy w obronie Radia Maryja.

przyjmujesz, że ludzie kontestujący system to z założenia kompletni idioci.

23-04-2015 08:57
Cherokee
   
Ocena:
0

Z treści notki wynika, że jest nie gorzej niż w '39, mimo że wtedy panowała powszechna wiara w potęgę Wojska Polskiego, a dziś nawet laicy patrzą na jego możliwości ze sceptycyzmem. 

23-04-2015 10:11
Venomus
   
Ocena:
+2

Partia Niezadowolonych Artystów Cyrkowych

Jako osoba pochodząca z rodziny cyrkowców składam oficjalnego focha i jestem obrażony za takie porównanie.

 

Same przemyślenia dały się przeczytać, nawet od czasu do czasu kiwnąłem główką aczkolwiek Nowych Indii nie odkryłeś.

I na koniec sam nie wiem, czy jestem ekhm, "cebulowym abnegatem" czy tym który wywraca się o masę kłód. Serce nerda podpowiada, że to pierwsze ale ego nie pozwala na takie błahostki jak prawda...

23-04-2015 10:15
Satosan
   
Ocena:
0

Opinia ciekawa i moim zdaniem częściowo prawidłowo odpowiadająca na zadane pytanie, ale podana w nienajlepszy sposób i właściwie omijająca najważniejszą przyczynę.

- Zaczynanie jakiejkolwiek dyskusji od obrażania audytorium nie jest najlepszym pomysłem. Autor posegregował społeczeństwo w szufladki i przypisał każdej odpowiednie motywacje. W wielu przypadkach zapewne słuszne. Problem w tym, że każdy siedzący w danej szufladce swoje motywacje tłumaczy sobie zwykle inaczej (chyba, że jest samoświadomym cynikiem), albo też naprawdę dokonuje swoich wyborów z innych pobudek, niż autor raczył mu przypisać.

- Autor zauważył, że opłakany stan naszej gotowości do obrony wynika z braku postawy obywatelskiej. Dalej omawia jednak wyłącznie postawę „poddańczą” (z tym przeciwstawieniem się nie zgadzam), nie rozważając, gdzie się właściwie podziała albo czemu nie powstała ta obywatelska. To natomiast byłaby właśnie odpowiedź na pytanie, czemu gotowość do obrony państwa jest taka niewielka. Mieszkańcy Polski generalnie nie czują, że państwo jest „ich”.

Niestety, obserwuję to na co dzień, choćby w tak banalnych sprawach jak utrzymanie czystości na ulicach. Całkiem kulturalna wydawałoby się osoba może niemalże jednocześnie stwierdzić, że jest brudno, a następnie wyrzucić na ulicę niedopałek papierosa – bez refleksji, że to jej ulica i jest brudna, bo to ona (i dziesiątki innych onych) wyrzuca na nią niedopałki.

Sam zapewne nie jestem w tym zakresie święty, choć staram się mocno. Dodatkowo jestem pewien, że państwo naprawdę jest „nasze”, a nie żadnych mrocznych sił. Po prostu leży sobie w brudzie i pełzają po nim różne nieciekawe stwory, ale wystarczy je po trochu podnosić i zobaczyć, że już od ćwierć wieku nikt go nie trzyma.

23-04-2015 11:39
Adeptus
   
Ocena:
+1

Po prostu leży sobie w brudzie i pełzają po nim różne nieciekawe stwory, ale wystarczy je po trochu podnosić i zobaczyć, że już od ćwierć wieku nikt go nie trzyma.

Nawet o najpotężniejszym państwie na świecie nie da się powiedzieć, że "nikt go nie trzyma". Suwerenność w tradycyjnym rozumieniu nie istnieje.

23-04-2015 11:43
Drachu
   
Ocena:
+10

 

Hej! Myślałem sobie nad tym zagadnieniem - już zupełnie abstrahując od tego, co piszę o samym stylu prowadzenia wywodu.

Ale zastanowiłem się nad Twoją tezą: Że spadek ilości chętnych do walki za kraj wynika z ułomności i dysfunkcji państwa. Że walczyć będzie tylko budżetówka (co akurat fatalnie się składa, bo w urzędach czy szkołach to raczej kobiety siedzą), a reszta nie. 

Czyli:  Zgodnie z Twoim tokiem myślenia największa gotowość do walki w obronie swojego kraju powinna istnieć w krajach rozwiniętych, gdzie łatwo można zapisać dziecko do przedszkola, do lekarza się nie czeka, a wycinanie drzew to pikuś. Z Twojego wywodu wynika, że najbardziej waleczne społeczeństwa to te z Europy Zachodniej - wiesz, stara Unia oraz do kompletu Japonia, USA, Kanada. Czyli wszystkie te kraje, które dają swoim obywatelom (oraz imigrantom) wszystko to, czego Rzeczpospolita im skąpi. Czemu boimy się Rosjan? Ich państwo jest mniej obywatelskie, mniej przyjazne itd. Idąc Twoim tokiem myślenia nie należy się ich bać, bo kto by chciał się za nie bić?

Natomiast najsłabiej w rankingach gotowości do walki powinny wypadać te państwa, które są biedne, opresyjne, nieobywatelskie. Zrobiłem mały risercz.

http://www.wingia.com/en/news/only_39_of_swiss_are_willing_to_fight_for_their_country_end_of_year_2014/218/

W Niemczech współczynnik deklarowanej gotowości do walki w obronie kraju wynosi 18%, w Holandii 15%, w Japonii 11%. Natomiast, dla odmiany, największa gotowość do walki to przykładowo Wietnam, Pakistan, Afganistan, Indie i Maroko - gdzie ta gotowość waha się od 75% do 95%. Coś mi zatem mówi, że jakość państwa ma inny wpływ na chęć jego bronienia niż Ci się zdaje. Mówisz, ze państwo dziadowskie i ludzie uciekają - ale w rankingach wspaniale wypadają te, które od lat są głównymi eksporterami emigrantów. 

Postawiłeś też drugą tezę: Że 30% społeczeństwa przeraziło się Rosjan i z tej przyczyny spadła chęć do walki. Że łatwo było się chwalić w anonimowych ankietach w 2005 roku, ale w 2015 te same ankiety już budzą obawę - a nuż nie są aż tak anonimowe.
Ale, co ciekawe - kraje w których deklaruje się dużą gotowość do walki to te, które od dłuższego czasu odczuwają zagrożenie ze strony sąsiada - jak choćby Finlandia, Indie, Pakistan, czy np. Izrael. Natomiast te relatywnie bezpieczne (stara UE) w rankingach wypadają słabo.

Słuchaj - jesteś historykiem - pomyśl o dużych konfliktach XX wieku. Zwróć uwagę, że te najskuteczniej walczące armie poborowe (to ważne, bo zawodowi żołnierze to inna bajka) to te, gdzie istniał duch nacjonalizmu. Za walkę klas Armia Czerwona walczyć nie chciała, za matuszkę Rossije owszem. Nawet armie krajów demokratycznych - jak np. USA czy Wielka Brytania przejawiały dużą dumę narodową - co zresztą jest typowe w USA do dziś (i owocuje dość wysoką, bo wynoszącą 42%) gotowością do obrony państwa. Z drugiej strony spójrz - mamy słaby wynik Niemiec i Japonii - czyli krajów, które jeszcze 70 lat temu wysyłały na front fanatycznych żołnierzy. Tylko po wojnie mocno się na tym nacjonalizmie przejechali.

Generalnie z rankingów wychodzi mi, że kraje pozbawione poważnych problemów niż te o której wypić sojowe latte, zagryźć bułką bezglutenową i czy błysnąć gołą kostką męską to te, których obywatele najmniej chcą bronić. Paradoksalnie - no bo to te, których warto bronić najbardziej. 

 

23-04-2015 12:53
dzemeuksis
   
Ocena:
+6

Bo w tych krajach pozbawionych poważnych problemów ludzie zrozumieli (poznali na własnej skórze), że tak naprawdę fajniej po prostu żyć sobie niż się bić nie wiadomo o co i po co i póki jest dobrze, to żadna propaganda nie jest w stanie tego obrazu zamazać. A dlaczego lepiej żyć spokojnie? Rozważmy dwa skrajne przypadki. Pierwszy to taki, w którym nikt na całej Ziemi nie ma ochoty bronić własnego (a więc tym bardziej i cudzego, ani nieść innych pozorowanych form "pomocy") kraju. Drugi to taki, w którym wszyscy są bardzo cięci i drażliwi, gotowi brać się za łby z byle powodu, żeby tylko się "bronić" przed czającym się zewsząd zagrożeniem. W którym z tych dwóch światów wolelibyście żyć?

23-04-2015 14:07
Drachu
   
Ocena:
+4

dzeme: Rzecz jasna zgoda. Jednakowoż rodzi się ryzyko (zresztą historycznie dość często znajdujące potwierdzenie), że ci szczęśliwi, żyjący dostatnio i spokojnie będę bici przez nie tak znowu szczęśliwych, ale zdeterminowanych. 

23-04-2015 14:19
   
Ocena:
0

No i jedna rzecz to ginąć w walce ze złym okupantem, inna z jakimś tam krajem. Polacy myśleli o wojnie na Ukrainie pewnie.

23-04-2015 14:59
dzemeuksis
   
Ocena:
+2

Dlatego powinniśmy dążyć nie do tego, żeby się bić i pogłębiać tym samym problemy (ustaliliśmy, że to właśnie wyzwala ochotę do bitki, więc bijąc innych dodajemy więcej powodów, by to trwało dalej), tylko powinniśmy dążyć do tego, żeby ludzie żyli bez problemów, żeby byli szczęśliwi. I wbrew pozorom jest to prostsze niż się wydaje. W ogólności szczęśliwy jest ten, co ma poczucie własnej wartości, własnych kompetencji a dodatkowo znajduje to realne potwierdzenie we wpływie na rzeczywistość. Sprawczość. Świat jest taki, jakim JA go tworzę. Świadomość tego i wiara w to są kluczowe do poczucia szczęścia.

Tymczasem tradycyjne metody wychowania dziecka, czy później człowieka, w dużej mierze tłamszą poczucie sprawczości. Najpierw myśli za ciebie rodzic, potem szkoła, potem państwo, pracodawca, itd. A potem tyrasz codziennie po 10-12 godzin, wracasz do domu, narzekasz, ale nic z tym nie robisz. Nie mam szans na lepszą pracę, nie mam znajomości. A ile CV wysłałeś? Ilu pracodawców odwiedziłeś? Eee, nie wysyłam, przecież i tak nikt mnie nie przyjmie, bo nie mam znajomości. Ok, a myślałeś o własnej działalności? No co ty, przecież nie jestem z układu, to jak ma mi się powieść. Znacie to?

Jak może być szczęśliwym człowiek, który potrafi narzekać na otaczającą go rzeczywistość, dostrzegać jej ciemne strony, a jednocześnie nie ma zamiaru zrobić niczego, co dałoby szansę na poprawę losu. W Polsce jeszcze nie jest z tym tak źle w porównaniu do wielu innych krajów, ale nadal jeszcze dużo pracy przed nami.

23-04-2015 15:03
Hangman
   
Ocena:
+1

Każdy polak to zna aż za dobrze, bo nasz rząd bardzo dba o to, by "obywatel" był przekonany o swojej bezsilności wobec aparatu państwowego. Polski system polityczny nie wspiera obywatela w jego dążeniach. Wręcz przeciwnie. Jest nastawiony na to, by niszczyć jego ambicje i marzenia, a powód tego jest bardzo prosty. Obywatel bez ambicji i bez przekonania, że może coś osiągnąć, jest potulny. Nie walczy, bo nie ma o co. Pracuje za psie pieniądze i narzeka w internecie, ale nic poza tym nie zrobi, bo nie ma po co, bo nic się nie zmieni. Druga połowa jest z kolei zastraszona, zaszczuta, więc też nic nie zrobi, bo boi się stracić to, co ma, choć ma bardzo niewiele. Nie ma czasu na narzekanie i strajki, kiedy pracuje te 8-10 godzin, nierzadko na dwóch etatach, a i tak nie starcza mu do pierwszego. Dobrze, jak mu czasem zostanie siły na to, by poklikać na jakimś forum, jaki to system jest zły, ale z tym też trzeba ostrożnie, bo szaraczka bardzo szybko mogą za to pociągnąć do odpowiedzialności karnej.

Państwo Polskie nie wspiera obywatela w jego przedsięwzięciach, dlatego pracując uczucie nie da się żyć. Po prostu się nie da. Nawet zakładając swoją działalność, możesz się spodziewać, że rząd cię wyssie do cna. Najpierw dostaniesz dotacje, a potem zeżrą cię podatki i kontrole...

Ucz się, pracuj, płać podatki i módl się. Znasz to?

Każdy skutek ma swoją przyczynę, i takoż przedstawiony przez ciebie tok myślenia nie bierze się znikąd. Również z czegoś wynika. Polacy to widzą, kiedy włączają telewizor, kiedy idą do sklepu, do urzędu pracy, do MOPSu, do pracy.

Krótka prawda o Polsce

Można by jeszcze długo przytaczać tego rodzaju wywody, tylko po co? To niczego nie zmienia, bo Polacy to rozumieją. Wiedzą, że jest źle i nawet wiedzą co, ale co z tego, skoro nic z tym nie mogą zrobić?

23-04-2015 15:54
dzemeuksis
   
Ocena:
+3

Hangman, jestes zywym dowodem tego, o czym pisze. Nic nie moze zrobic tylko ten, kto wierzy ze nic nie moze. Wszyscy inni moga i to bardzo wiele. Gdyby bylo inaczej stalibysmy w miejscu. Rozejrzyj sie wokol siebie. Widzisz jak bardzo swiat i Polska zmienily sie chocby tylko przez ostatnie trzy dekady? To nie dzieje sie samo. Ludzie zmieniaja swiat. 10 lat temu nie moglbym pisac tego komentarza, siedzac w pociagu. Dzisiaj moge. Dzieki ludziom, ich wynalazkom i ich wdrazaniu.

Komentarz moderowany. – Kamulec

23-04-2015 16:15
Hangman
   
Ocena:
0

[moderacja] możesz pisać z nudów w tym wspaniałym, polskim pociągu... Pewnie w płatnej sieci, bo jak kiedyś chciano dać Polakom internet za darmo, to szybko pomysł upadł poprzez nakładanie nań sankcji, a potem nie przedłużenie umowy. Ktoś wymyślił i udostępnił internet, to już dla ciebie taka wspaniała Polsza, bo możesz w pociągowym grajdołku sobie poklikać jak ci fajnie? Cool story, bro.

Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem, gdyby wiara była motorem zmian, to każdy byłby milionerem. To nie wiara, tylko rozwaga pozwalają działać. Ślepa wiara to głupota w najczystszej postaci. Nie słyszałem jeszcze o kimkolwiek, komu wyrosłyby skrzydła od wiary w to, że potrafi latać. 

Polska się zmieniła, w unijną kolonię. Polski rząd jest mistrzem w żebraniu od unii dotacji, które już wielokrotnie zmarnował i okradaniu obywateli z ich uczciwie zarobionych pieniędzy.

Ludzie zmieniają świat. Jedni na lepsze, inni na gorsze. Polacy nie stoją w miejscu. W miejscu stoi kołowrotek, w którym muszą zaiwaniać bez wytchnienia, by wyżywić rządowe świnie.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i mało kto potrafi lub chce być obiektywnym. Jeśli dobrze ci w systemie, bo się nachapałeś od rodziców, albo miałeś fajne koneksje, to świetnie, ale nie wciskaj tej swojej propagandy innym, bo jest mnóstwo ludzi, którzy próbowali, i zostali zniszczeni przez rządową mafię. Mnóstwo ludzi próbowało, i polegli w stosie papierków. 

Wyjdź z domu w ten twój zmieniony, wspaniały świat i pogadaj z ludźmi, którym się nie udało. Którym zabrano ziemię, domy, którym doprowadzono firmy do upadku. Wreszcie pogadaj ze zwykłymi ludźmi, którzy chcą świętego spokoju. Nie mają ambicji zmieniać świata.Chcą uczucie pracować i spokojnie żyć, ale nie mogą, bo za "zwykłą" pracę musisz się zadłużać, by starczyło ci na opłaty.

 

Owszem, może się udać i niektórym się udaje, ale większość musi kombinować jak koń pod górę i oszukiwać innych. Gdyby system w Polszy był nieco inny, ludzie mieli by większe szanse na godziwe życie, a i kraj przy tym by się bogacił, zamiast coraz bardziej zadłużać. Teraz na dokładkę ośmieszając nas w oczach świata za pośrednictwem Bredzisława, który wali ortografy i faux pass na zagranicznych konferencjach...

Komentarz moderowany. – Kamulec

23-04-2015 16:46
Łodzianin
   
Ocena:
+1

@zegarmistrz

Może to 30 % gotowych do obrony kraju bierze się nie ze złego funkcjonowania państwa, a z roszczeniowej postawy społeczeństwa i powszechnego zniewieścienia, charakterystycznego dla społeczeństw rozwiniętych?
Nasi wschodni sąsiedzi (Ukraińcy i Białorusini) są o wiele bardziej skłonni do obrony niepodległości, a wszak żyje się im gorzej (choć nie najgorzej).

Prezentujesz dość śmieszną postawę względem swej ojczyzny. Nawet jeśli kraj jest dysfunkcyjny, to człowiek ma pewne obowiązki względem swojego narodu i braci, które musi wypełnić. Jednym z nich jest właśnie obrona kraju przed agresją. Osoba, niewywiązująca się z powinności względem wspólnoty jest w pewnym sensie żebrakiem - pasożytem, który przyjął to co ojczyzna miała do zaoferowania, nie dając nic w zamian.

Pomimo żałosnej ucieczki sanacyjnych rządzących w 1939, nie możemy zapominać o politykach, którzy zostali bronić Polski, mimo że z władzą sanacyjną było im nie po drodze, a czasami nawet mieli za sobą pobyt w Berezie (np. Piasecki, Kemnitz).

Przepraszam za chaotyczną formę tekstu, ale był on pisany pod wpływem emocji.

23-04-2015 16:53
Tyldodymomen
   
Ocena:
+5

Doskonały trolling zegarmistrzu, wreszcie notka o czymś na czym każdy się zna.

23-04-2015 17:11
Agrafka
   
Ocena:
+2

W roku 2005 można było dość bezpiecznie składać deklaracje patriotyczne, bowiem szansa, że zostaną rozliczone była niewielka. Obecnie stawka jest już dużo większa, a jeśli sytuacja rzeczywiście będzie się pogarszać i ona urośnie. Ludzie się więc przestraszyli, że ich deklaracje doczekają się kiedyś rozliczenia i uświadomili sobie, że mają rodziny, pracę, studia i życie osobiste, które by się zawaliło, gdyby (nie daj Boże) dostali powołanie do wojska. O tym, że mogliby zostać postrzeleni lub nawet zabici lepiej nawet nie myśleć.

A może - w 2005 roku ludzie jeszcze potrafili się trzymać patriotyzmu. 10 lat później jest coraz gorzej i przestali wierzyć, że ten kraj da się uratować? Kraj który ich okrada i tamuje możliwości rozwoju. Może dalej poszliby walczyć za tą samą Polskę, ale z odpowiednią liczbą żłobków? Może poszliby walczyć, gdyby nie pracowali od 10 lat na umowach śmieciowych, gdyby na służbę zdrowia i fikcyjne emerytury nie zabierano im przymusem pieniędzy?

Tak gdybam.

23-04-2015 17:37
Cherokee
   
Ocena:
+1

@Agrafka - no więc Drachu kilka postów wyżej wkazał na przykładzie innych krajów, że nie.

23-04-2015 17:43

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.